(OPOWIADANIE NIE JEST PRZEZNACZONE DLA OSÓB ZE SŁABĄ PSYCHIKĄ. CZYTASZ, NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ)
To chore, jak bardzo często ludzie wymyślają plotki na czyjś temat. A jeszcze gorzej jest wtedy, kiedy mówią coś, a jednak okazuję się że to prawdą. Wtedy już nie ma ucieczki. Żaden plan nie będzie wystarczający dobry, aby uciec. Osoba, która jest za to odpowiedzialna już nie ucieknie. Wpadła w pułapkę.
Dlaczego Luke nie może mieć normalnego życia? Nie może spotykać się ze znajomymi, nie może spędzać całego dnia poza domem, albo na imprezach, wracać pijanym o świcie, albo mieć miliony dziewczyn w swoim łóżku.
Jest cholernie przystojny. Ale, wszystko co go od tego wyklucza, to jego druga osobowość - "Jason". Luke wie o niej, bo z pozorów nie jest taki groźny, jakby się wydawało, ale Jason... Potwór. Nie da się nad nim zapanować. Jest kompletnie wyzwolony i nawet Luke - nie potrafi z nim walczyć. Co w tym dziwnego?
Zacznę od opowiedzenia wam pewnej historii. To wszystko wydarzyło się, kiedy Luke skończył dziesięć lat. Dzieciak, nieprawdaż? I co mógł zrobić taki mały urwis? No właśnie WIELE.
Ludzie myśleli, że to zwykły, uśmiechnięty dzieciak. Bo tak było. Ale, w dniu jego dziesiątych urodzin wszystko się zmieniło. Młody Hemmings zaczął słyszeć jakieś dziwne głosy w swojej głowie. Wcześniej też je słyszał, ale brzmiały one jak rozmyty szept. Gdzieś z dala. Więc, nie zwracał na to zbytniej uwagi. Ignorował to.
Może... Zacznijmy od początku.
16 lipca 2006
- Luke, zejdź na dół. Za chwilę przyjdą goście - usłyszałem głos mojej młodszej siostry.
- No za chwilę, młoda! - odpowiedziałem.
Dzisiaj kończyłem dziesięć lat. Faktycznie, nie jestem dorosły czy coś, ale dla mne był to ważny wiek. Chciałem wyglądać dobrze, ponieważ na mojej imprezie urodzinowej miała być dziewczyna, która zawróciła mi w głowie jeszcze w przedszkolu. Victoria Wilson. Była jedną z najbardziej lubianych dziewczyn w naszej szkole. I jedną z najbardziej rozchwytywanych. Już dawno chciałem "pozabijać" tych wszystkich chłopaków, którzy mieli na tyle odwagi, aby się do niej zbliżyć.
Spojrzałem na zegarek. Moje urodziny miały rozpocząć się za trzydzieści minut, co oznaczało, że za chwilę naprawdę będą zbierali się goście. Kiedy jedną nogą przekroczyłem próg pokoju usłyszałem trzaskanie drzwi i czyjeś krzyki.
- Żałuję! Żałuję tego, że mamy razem te pieprzone dzieci! - krzyczał.
Tata? Czy to był on? Czy to on krzyczał na mamę? Jak to? Dlaczego? Dlaczego krzyknął, że żałuje, że ma dzieci, co się dzieję?
Postawiłem drugą nogę i usłyszałem, jak coś obija się o drzwi, a po chwili mama wydała z siebie okrzyk bólu.
- Lukey, Lukey, co się dzieję? - spojrzałem na młodszą siostrę, która teraz stała dokładnie tuż obok mnie. Uciszyłem ją i szepnąłem, aby została w pokoju. Ja sam udałem się do kuchni i wyciągnąłem nóż.
Cichymi krokami udałem się do sypialni rodziców. Teraz drzwi były uchylone, wiedziałem, że muszę coś z tym zrobić.
- Zrób to.. Zabij go. - Nagle upadłem na nogi i usłyszałem te same głosy, które słyszałem już wcześniej, ale teraz brzmiały jak krzyk i były bliżej mnie. - Zabij go.. A potem wszystkich, którzy są obok.
- N...Nie. Nie mogę - powiedziałem, wypuściłem nóż z rąk i złapałem się po obu stronach głowy. - Nie mogę tego z...zrobić. To moi rodzice. - płakałem.
- Zabij go. Jesteś mordercą. Uwielbiasz napływ krwi. Zrób to! - krzyknął.
Uniosłem głowę i dostrzegłem w lustrze, że moje tęczówki pociemniały. - Jestem modercą. - powiedziałem. Wstałem biorąc nóż w dłoń, a potem wszedłem do pokoju rodziców. Jak zwykle, żaden z nich nie zauważył nawet mojej obecności.
Kiedy mój ojciec ponownie uderzył moją matką o ścianę bez zawahania wbiłem nóż w jego klatkę piersiową. A on zaczął dusić się powietrzem. - K... Kto? - wydyszał. Po chwili na ostatkach sił spojrzał na mnie. - T..Ty? D.. Dlaczego? - jego słowa, rozmywały się. - Wyjmij to, Lukey, proszę. - błagał.
Pokręciłem przecząco głową i głębiej wbiłem nóż, mogłem dostrzec jak jego oczy spojrzały w moim kierunku po raz ostatni. Kiedy mężczyzna zamknął oczy wyciągnąłem z jego klatki piersiowej nóż i podszedłem do kobiety. - Przepraszam mamo. - szepnąłem i jej również wbiłem nóż, nie mogłem pozwolić, aby miałabyć świadkiem czegoś takiego. - Zawsze będę cię kochał. - powiedziałem.
Kiedy również ciało kobiety osunęło się na podłogę, zostawiłem nóż w jej klatce piersiowej i poszedłem do siostry.
- Co się stało? - zapytała Jasmine.
- Nic, to nic wielkiego. - uśmiechnąłem się do niej. - Poczekasz tutaj chwilę? - zapytałem.
- A gdzie ty pójdziesz? - spojrzała na mnie ze strachem w oczach.
- Do sąsiadów.
- Po co?
- Po zapałki.
- Lukey, po co ci zapałki? - zapytała ze łzami w oczach. Zauważyłem, że Jassy zaczęła się ode mnie oddalać.
- Nie bój się. Nie skrzywdzę cię. - szepnąłem do oddalającej się dziewczynki. Zacząłem kierować się w jej stronę. Wtedy przypomniało mi się, że miałem w kieszeni pudełko zapałek.
- Luke, proszę nie podchodź do mnie - płakała, a gorące łzy spływały po jej śnieżnych jak porcelana policzkach.
- Nie bój się. - mruknąłem, wyciągając pudełko zapałek. Odpaliłem dwie trzymałem je przez chwilę w dłoniach. - Jason cię nie zabiję.
Po tych słowach, rzuciłem je gdzieś w pokoju i pobiegłem za drzwi, zamykając je tak, aby Jasmine nie miała jak się wydostać. Słyszałem jak płakała, jak dusiła się żarem. W końcu zatrzasnąłem je i sam pobiegłem w kierunku wyjścia. Widziałem jak dom, w którym się wychowywałem płonął.
- Gratulację Jason - ponownie usłyszałem głos. A teraz jeszcze dźwięk syreny policyjnej, straży pożarnej i karetki. Szybkim krokiem zabrałem się do ucieczki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz